Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zostajemy, nie spadniemy...

Treść

Unii Oświęcim remis wystarczał do utrzymania się w wojewódzkiej lidze juniorów, ale wykonała ona plan z nawiązką, zwyciężając 1-0 krakowską Garbarnię

Piłkarzom Unii Oświęcim do utrzymania się w wojewódzkiej lidze juniorów wystarczał remis. Jednak podopieczni Henryka Snadnego wykonali plan z nawiązką, zwyciężając krakowską Garbarnię 1-0 (0-0). Szkoleniowiec już myśli, jak przygotować zespół do następnych rozgrywek. Unia od dwóch lat występuje w elitarnej "emce" i z każdym rokiem trzeba sobie podnosić poprzeczkę.

W pierwszej połowie wydawało się, że oświęcimianie nie będą w stanie strzelić gola. Krakowianie starali się atakować i garstka miejscowych kibiców patrzyła na Miłosza Liszkę, który ostatnio między słupkami regularnie zaliczał wpadki.

Goście grali na ludzie. Ich zaległy mecz z Jordanowem nie doszedł do skutku. - Górale przysłali do nas pismo, że rezygnują z przyjazdu do Krakowa. Już wcześniej zostali zdegradowani, więc nie chcieli iść w koszty. Punkty walkowerem są dla nas formalnością - mówi trener Garbarni Krzysztof Szopa.

- Na początku chcieliśmy przede wszystkim zabezpieczyć własne tyły - twierdzi trener Unii Henryk Snadny. - W takim spotkaniu szybko stracona bramka mogła zaważyć na końcowym wyniku. Stawianie się od razu na straconej pozycji byłoby dla nas układem najgorszym z możliwych. Nawet w przypadku porażki mieliśmy szansę na utrzymanie, ale wtedy nasz los spoczywałby w rękach innych drużyn. Chcieliśmy uniknąć sytuacji sprzed roku. Ostatecznie z ligi spadł Olimpik, a nie Krakus, z czego się bardzo cieszymy, bo to on rok temu utrzymał nas w lidze. Wyniki ostatniej kolejki tak się dla nas ułożyły, że mogliśmy sobie pozwolić na porażkę z Garbarnią - dodaje szkoleniowiec.

W drugiej odsłonie Unia już dyktowała warunki. Chęć strzelenia gola przez miejscowych była tak duża, że zapomnieli oni o asekuracji w tyłach. - Na 6 minut przed końcem Gajewskiemu trafił się jeden błąd. Gdyby Tomasz Urban wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem, nasz ostatni miałby moralnego kaca. Należy przecież do wiodących postaci naszego zespołu. To w dużej mierze od jego postawy zależą wyniki drużyny. Szkoda byłoby sobie splamić taką opinię. Na szczęście rywal spudłował - oświęcimski szkoleniowiec z wielką ulgą wypowiada te słowa. - W tym meczu sprawdziło się stare sportowe powiedzenie, że jak nie strzelisz, to dostaniesz. Niespełna 120 s potem Adamski skutecznie "główkował" po dośrodkowaniu Bylickiego. Warto dodać, że jest to jego pierwsza bramka strzelona po roku czasu. Jednak w tym przypadku nie najważniejsza była ilość. Można trafić raz, a dobrze - śmieje się Henryk Snadny.

- Trochę mnie ten gol zaskoczył - przyznaje trener Garbarni Krzysztof Szopa. - Przecież mam w zespole rosłych obrońców, a tymczasem nikt nie potrafił "sprzątnąć" tej piłki z naszego przedpola. Przegraliśmy, ale nie robię z tego powodu tragedii. 11 chłopców kończy wiek juniora, więc chciałem się przyjrzeć ich następcom. Na wnioski jest jeszcze zbyt wcześnie - kończy szkoleniowiec.

Z kolei trener Unii za mecz przeciwko Garbarni chciał pochwalić: Gajewskiego, Chylaszka, Malinkiewicza oraz Bylickiego. - Cały zespół zasłużył na słowa uznania, ale wymienieni byli indywidualnościami, potrafiącymi przechylić szalę na naszą korzyść - kończy Henryk Snadny.


Autor: WJ