Zastraszanie w planie?
Treść
Wygląda na to, że w uchwaleniu planu zagospodarowania gminy Brzeszcze miał pomóc sąsiedzki donos
Nikogo nie dziwi, że władzom gminy Brzeszcze zależy na jak najszybszym uchwaleniu planu zagospodarowania przestrzennego. Nieoczekiwanie jednak w sprawę postanowił zaangażować się Edward Szydło, mąż burmistrz Brzeszcz Beaty Szydło, a zarazem radny powiatowy i dyrektor Społecznej Szkoły Zarządzania i Handlu w Oświęcimiu. Chciał najwyraźniej przyspieszyć uchwalanie planu - blokowanego obecnie przez kilku niezadowolonych mieszkańców. Poważne wątpliwości nasuwają jednak metody, jakimi się posłużył.
Prace nad planem zagospodarowania przestrzennego gminy Brzeszcze trwają od pięciu lat. Projekt planu pierwszy raz został wyłożony do publicznej wiadomości na przełomie października i listopada 2001 r. Mieszkańcy wnieśli zarzuty, które następnie zostały odrzucone przez radnych. Uchwały w tej sprawie zostały jednak zaskarżone do Naczelnego Sądu Administracyjnego - a ten stwierdził ich nieważność.
Gmina musiała wprowadzić zmiany do projektu i powtórzyć wszystkie czynności. Ponieważ zakres zmian był dość znaczny, postanowiono ponownie wyłożyć plan do publicznego wglądu. Doszło do tego w marcu tego roku. Mieszkańcy tym razem zgłosili 4 protesty i 60 zarzutów, z których burmistrz uwzględniła 53 zarzuty, natomiast jeden protest i dwa zarzuty zostały później wycofane przez składające je osoby. 25 maja Rada Miejska odrzuciła osobnymi uchwałami 3 protesty i 5 zarzutów. Trzy z tych uchwał zostały znowu zaskarżone do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Posiedzenie w tej sprawie planowane jest na 12 października.
(Nie)ekspresowa trasa przez Bór
Uchwały Rady Miejskiej zaskarżyli trzej mieszkańcy Brzeszcz-Boru - Adam Grzywa, Krystyna Mieszała i Irena Wojtala. Według nowego planu - przez ich posesje przebiegać ma trasa ekspresowa S-1 lub jej pas oddziaływania. Wszyscy skarżący mówią mniej więcej to samo: że uchwała narusza ich interes prywatny i uniemożliwi jakąkolwiek zabudowę nieruchomości na wiele lat. Zwłaszcza, że Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad nie potrafi podać terminu rozpoczęcia budowy projektowanej trasy, a w swoim piśmie do gminy stwierdza nawet, że nie nastąpi to przed rokiem... 2013.
Najgłośniej i z największym uporem upomina się o swoje prawa Adam Grzywa. - Podczas dwóch spotkań w gminie z panią burmistrz i przewodniczącym Rady Miejskiej słyszeliśmy tylko, że mamy wycofać zarzuty. Niby będzie nam się to opłacało, bo gdy budowa się rozpocznie, dostaniemy gigantyczne odszkodowania - opowiada mieszkaniec Boru. - Tylko, że do tego czasu (w dodatku: nie wiadomo, jakiego!) nikt z nas nawet kurnika nie postawi na swojej działce, bo po uchwaleniu planu nikt nam nie wyda zgody na jakiekolwiek inwestycje. Nie zaoferowano nam w zamian nic.
- Moich rodziców już raz, w 1941 r., wysiedlono z tego miejsca, a ich dom zburzono. Mojej ponad 80-letniej matce nawet nie mówię, że Rada Miejska nie uwzględniła mojego zarzutu, bo drugi raz już by tego nie wytrzymała - dodaje Grzywa.
Podobne argumenty, że "nie można żyć w takiej rezerwie", wysuwają sąsiedzi pana Adama - Krystyna Mieszała i Julian Wojtala. Walczą więc o swoje prawa, niektórzy już kolejny raz, bo przy pierwszym wyłożeniu planu również pisali zarzuty. Ale to Adam Grzywa jeździ po urzędach, włącznie z Krakowem i wygrzebuje w dokumentach wciąż nowe argumenty. Pisze pisma i listy do gazet.
Wejście męża
Wszystko toczyłoby się zgodnie z normalną urzędową procedurą, bo - jak mówi Arkadiusz Włoszek, wiceburmistrz Brzeszcz - "gdy w grę wchodzi prywatna własność, zawsze wybory są trudne i zawsze trzeba się liczyć z konfliktem interesów". Nieoczekiwanie jednak do sporu mieszkańców z gminą postanowił włączyć się Edward Szydło, radny powiatowy i dyrektor SSZiH w Oświęcimiu, a prywatnie - mąż burmistrz Brzeszcz Beaty Szydło.
Pod koniec lipca wybrał się do Grzegorza Wawro, którego pole sąsiaduje z działką Adama Grzywy. - Miał gotowe pismo do Inspektoratu Nadzoru Budowlanego, żeby skontrolowali mojego sąsiada Adama Grzywę, czy jego dom jest wybudowany zgodnie z przepisami - opowiada Grzegorz Wawro. - Podpisałem to pismo, bo obiecywał mi, że gdy poprowadzą drogę przez moją łąkę, to dostanę 10 tys. zł odszkodowania za ar. A ja tam mam 3,97 hektara pola. Choćbym do końca życia robił na tym polu, takich pieniędzy bym się nie dorobił.
Grzegorz Wawro twierdzi, że mąż pani burmistrz zabrał podpisane przez niego pismo. - I pewnie sam dostarczył do Inspektoratu, bo ja tego nie zrobiłem - dodaje sąsiad niepokornego Grzywy.
"Esbeckie metody"
Niedługo potem Adam Grzywa dostał pismo z Inspektoratu, że ma się przygotować do kontroli na swojej posesji. Nie czekał, tylko ruszył do oświęcimskiego nadzoru budowlanego, próbując dociec, z jakiej okazji ma być ta kontrola. Dowiedział się, że wpłynęło pismo od Grzegorza Wawro. Zdenerwował się i natychmiast pojechał do sąsiada. Ten, z ociąganiem, opowiedział o wizycie Edwarda Szydło i okolicznościach podpisania donosu.
- Wściekłem się dopiero teraz. Kto to widział, żeby mąż pani burmistrz używał jakichś esbeckich metod zastraszania i namawiał kogoś do pisania donosów na sąsiada?! - denerwuje się Adam Grzywa. Z miejsca zażądał od Grzegorza Wawro wycofania "prośby" z Inspektoratu i napisania oświadczenia na piśmie o całym wydarzeniu. Sąsiad skwapliwie to uczynił. Wkrótce do Adama Grzywy przyszło pismo z Inspektoratu o umorzeniu postępowania "ze względu na wycofanie wniosku".
Adam Grzywa pokazuje też - a Grzegorz Wawro potwierdza, że jest jego autorem - napisane odręcznie pismo sąsiada o następującej treści: "Oświadczam dobrowolnie, iż w dniu 27.07.2004 r. zgłosił się do mnie osobiście pan Edward Szydło, mąż pani Burmistrz Gminy Brzeszcze, oferując mi, że jeżeli zgłoszę donos do Nadzoru Budowlanego w Oświęcimiu na pana Adama Grzywę, aby go skontrolować, czy ma zezwolenie na wybudowany budynek mieszkalny, iż jest on przeszkodą w uchwaleniu planu zagospodarowania Gminy Brzeszcze, oferując mi wysoką cenę za pole, przez które ma przebiegać droga S-1. Oświadczam, iż wycofuję donos, gdyż uważam, że zostałem wmanipulowany, nie przewidując skutków prawnych, których bardzo żałuję".
Przy okazji Adam Grzywa pokazuje wszystkie dokumenty związane z budową domu. Wszystko jest w nich w porządku...
Z pozycji radnego powiatowego
Z Edwardem Szydło rozmawialiśmy ponad półtorej godziny. W zasadzie - na (mocno) upartego - można by było jakoś zrozumieć motywy jego postępowania (ale z komentarzem: "dobrymi chęciami piekło wybrukowane"). Jednak na koniec rozmowy radny oświadczył, że należy ją potraktować jako "ściśle prywatną". I poprosił o trzy dni na przygotowanie oświadczenia.
Po konsultacjach z radcą prawnym napisał: "Oświadczam, że w sprawie przebiegu drogi krajowej w powiecie oświęcimskim rozmawiałem w dniu 26.07. br. w obecności radnego Gminy Brzeszcze z Grzegorzem Wawro w kontekście zgodności przebiegu tej inwestycji z prawem budowlanym. Rozmowę tę przeprowadzałem wyłącznie z pozycji radnego powiatowego, mając na uwadze nasze wspólne dobro, tzn. moich wyborców i wszystkich mieszkańców powiatu oświęcimskiego. Rozmowa dotyczyła wyłącznie spraw związanych z planem budowlanym, zagospodarowaniem przestrzennym i skutków, jakie te przepisy niosą dla mieszkańców naszego powiatu".
O "donosie" (jak go nazywa Adam Grzywa) czy "prośbie" (jak ją nazywał w "prywatnej rozmowie" Edward Szydło) radny nie wspomina ani słowem.
O komentarz poprosiliśmy także burmistrz Beatę Szydło. - Sytuacja jest dla mnie trudna, no, bo cóż mam na ten temat powiedzieć? Ja w tym czasie byłam na stypendium w Stanach
Zjednoczonych i naprawdę nic nie wiedziałam o działaniach mojego męża - odpowiada pani burmistrz.
Autor: WJ
Tagi: afera