Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Niebezpieczny spadek

Treść

Po trzech godzinach przeszukiwania gruzów zawalonej części budynku Haberfeldów, aspirant Krzysztof Gruca, dowodzący Małopolską Grupą Ratowniczo-Poszukiwawczą z Nowego Sącza, oznajmił: - Pod gruzami nie ma nikogo. Nasza rola się skończyła.

Służby ratownicze, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego, przedstawiciele starostwa i oświęcimskiego magistratu uczestniczący w poniedziałkowej akcji po zawaleniu się tylnej ściany Haberfelda, odetchnęli. Kilka godzin wcześniej widziano tam postronne osoby. Na szczęście podejrzenia, że pod rumowiskiem mogą być ludzie, okazały się fałszywe. - Udało się uniknąć najgorszego, ale kto by odpowiadał, gdyby było inaczej? - zastanawiał się uczestniczący w akcji wiceprezydent miasta Jacek Grosser i sam sobie odpowiadał. - Okazuje się, że wszystko do tej pory w sprawie kamienicy Haberfelda odbywa się zgodnie z prawem. Wszyscy zasłaniają się przepisami, a obiekt stanowi realne zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi.

Grosser jeszcze w trakcie akcji zapowiedział, że - dopóki gmach nie zniknie z powierzchni ziemi - nie zgodzi się na otwarcie dla ruchu kołowego ulic sąsiadujących z Haberfeldem.

Czy to początek końca sprawy "spadku" po jednej z najbogatszych żydowskich rodzin przedwojennego Oświęcimia?

Pomnik bezsilności

Na początku lat 90. ówczesny prezydent Oświęcimia Dariusz Dulnik doprowadził do przejęcia posiadłości Haberfeldów przez gminę, ale jednocześnie prowadzono rozmowy na temat przyszłości obiektu ze spadkobiercami żydowskiej rodziny. Na ich zlecenie ze Stanów przyjechał do Oświęcimia student architektury, który miał przeprowadzić ekspertyzę budynku, a przy okazji przedstawił koncepcję zagospodarowania kamienicy. Na tym jednak zainteresowanie spadkobierców się skończyło.

Za kadencji następcy Dulnika - Andrzeja Telki - niewiele się zmieniło. Kamienica została wpisana po raz drugi do rejestru zabytków. Dzięki temu ewentualny nabywca mógł liczyć na ulgę przy zakupie. Wkrótce okazało się, że wpis stał się największą przeszkodą w uporządkowaniu najbardziej reprezentacyjnej i widocznej części Oświęcimia: zabytku nie można było wyburzyć, a zarazem brakowało chętnych, którzy byliby skłonni wyłożyć gigantyczne pieniądze na jego remont.

Na nic zdały się próby kolejnego prezydenta Józefa Krawczyka, który kusił spadkobierców Jakuba Haberfelda przyznaniem prawa pierwokupu. Uznali oni, że zaproponowana kwota jest zbyt wygórowana. Miasta, jak twierdzono, nie było stać na rozbiórkę i w końcu - jesienią 1998 - sprzedało ono kamienicę prywatnej firmie. Konsorcjum Finansowo-Handlowe z Krakowa wyłożyło 80 tys. zł - grunt w tym miejscu wart jest wielokrotnie więcej. Ale na tym gruncie stał zrujnowany Haberfeld...

Krakowianie przedstawili koncepcję budowy hotelu i restauracji, ale już rok później... pozbyli się ruiny. Kolejnych nabywców do dziś otacza tajemnica. W rozmowach z Powiatowym Inspektorem Nadzoru Budowlanego czy władzami miasta reprezentują ich pełnomocnicy. Po ostatniej katastrofie budowlanej, na miejscu zdarzenia zjawił się nawet pełnomocnik... pełnomocnika. Do dzisiaj wiele domysłów i plotek budzi suma transakcji oraz źródła pochodzenia pieniędzy.

Bezsilny w tej sprawie był przez cały czas Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego, który przed trzema laty po raz pierwszy wezwał właścicieli do wykonania ekspertyzy technicznej. Była ona warunkiem wystąpienia do Małopolskiego Konserwatora Zabytków o zajęcie ostatecznego stanowiska w sprawie losów budynku. Termin jej wykonania upłynął w grudniu... 2000 roku. Bez odzewu pozostawały także wezwania do odpowiedniego zabezpieczenia obiektu.

Prawo i estetyka

W maju 2001 roku władze miasta wystąpiły do prokuratury o wszczęcie śledztwa w sprawie zagrożenia, jakie stwarza budynek. Prokuratura odmówiła, powołując się na decyzję PINB z czerwca 2001, że "obiekty te w swej warstwie konstrukcyjnej nie stwarzają obecnie realnego zagrożenia wystąpienia katastrofy budowlanej". Prokuratura uznała, iż "brak jest realnego niebezpieczeństwa zawalenia się wskazanych obiektów".

- Nasze odczucie jest takie, że władze miasta nie bardzo dają sobie sprawę z problemem natury estetycznej i dlatego próbowały wciągnąć do tego prokuraturę - komentował wtedy ówczesny szef prokuratury rejonowej Jacek Filipek, dodając, że wbrew sugestiom jest estetą, jednak przede wszystkim jest prawnikiem. - W tej materii pojęcie estetyki nie ma akurat znaczenia.

Po kolejnych odwołaniach miasta, Sąd Rejonowy w Oświęcimiu w postanowieniu z 8 października 2001 podzielił opinię prokuratury, choć stwierdził także iż: "powinnością organów ścigania jest rozważenie celowości wszczęcia stosownego śledztwa z uwzględnieniem tego, (...) czy nie doszło do zaniedbania obowiązków stosownego nadzoru". W międzyczasie bowiem powiatowy inspektor nadzoru budowlanego - decyzją z klauzulą natychmiastowej wykonalności - zobowiązał właścicieli do zabezpieczenia budynku. Decyzja ta została zignorowana.

Po raz drugi Prokuraturę Rejonową w Oświęcimiu postanowił zainteresować sprawą nowy prezydent miasta Janusz Marszałek. W styczniu zwrócił się o wszczęcie śledztwa w związku z bezpośrednim niebezpieczeństwem katastrofy budowlanej. - Powiatowy inspektor nadzoru budowlanego decyzją z klauzulą natychmiastowej wykonalności zobowiązał w 2001 roku właścicieli do zabezpieczenia budynku, uznając, że zwłoka może spowodować zagrożenie dla życia mieszkańców miasta i turystów. Właściciele nie wykonali tej decyzji. Z uwagi na pogarszający się stan obiektu, inspektor ponownie zobowiązał właścicieli do wykonania niezbędnych zabezpieczeń. Nikt jednak nic nie zrobił. Powyższe okoliczności wskazywały na podejrzenie popełnienia przestępstwa - argumentuje swój wniosek do prokuratury prezydent Oświęcimia.

Wnioskował też do prokuratury o przeprowadzenie czynności pod kątem popełnienia wykroczenia na podstawie ustawy o ochronie dóbr kultury. - Prokuratura uznała wprawdzie, że zachowanie właściciela jest bezprawne, ale nie o charakterze kryminalnym, tylko administracyjnym. Z punktu widzenia prawa karnego - w opinii prokuratury - nie zawierało ono znamion czynu zabronionego - relacjonuje prezydent.

W konsekwencji ponownie odmówiono wszczęcia śledztwa. Miasto odwołało się do Prokuratury Okręgowej, która podtrzymała decyzję rejonówki. Prezydent podkreśla jednak, że sprawa jest nadal w toku. Może w końcu odpowiednie służby dostrzegą to, co nawet zwykli gapie widzą gołym okiem. Przebieg wydarzeń, w tym ostatnia katastrofa, nie pozostawia wątpliwości.. To cud, że jeszcze nikomu nic się nie stało. Więc albo prawo jest złe, albo jest ono źle egzekwowane - komentują sąsiedzi Haberfelda.

Gzymsem po głowie

Ludzie twierdzą, że od dłuższego czasu ciągle coś sypie się tutaj na głowy. Przypominają, że w październiku ubiegłego roku od strony frontowej budynku oderwał się kawał gzymsu. Pod jego ciężarem poległy drewniane zabezpieczenia, ale na szczęście wszystko działo się wcześnie rano i nikt nie przechodził. Do ostatniego zawalenia też podobno doszło już w piątek. - Jest to trwały proces i być może taka sytuacja miała miejsce, ale w poniedziałek widzieliśmy tam jeszcze ludzi i stąd decyzja o podjęciu akcji - wyjaśnia wiceprezydent Grosser.

Przedstawiciel Krajowego Ośrodka Badań i Dokumentacji Zabytków, który zjawił się w Oświęcimiu we wtorek, stwierdził, że mimo postępującej degradacji, jeszcze dzisiaj widać piękno tych budynków. Podkreślił, że to ogromna strata, ale przyznał, że stan konstrukcji na tyle się pogorszył, iż trudno kontrolować dalszy proces degradacji.

Na jego opinii oprze się dyrektor Departamentu Ochrony Zabytków, podejmując decyzję o ewentualnym skreśleniu obiektu z listy zabytków. Dopiero to pozwoli na podjęcie dalszych kroków, a więc w konsekwencji rozbiórki. Kiedy ona nastąpi, nikt nie wie. Może to potrwać kilka tygodni, ale i kilka miesięcy. - Dyrektor tego depertamentu ma na głowie wiele innych spraw, w tym także wpisywania na listę zabytków - studził nadzieje władz miasta i powiatu Dominik Mączyński z KOBiDZ.

Dla oświęcimian i ich gości oznacza to kontynuację koszmaru: ponieważ przejazd fragmentem ulicy Dąbrowskiego i mostem Piastowskim został zamkięty dla ruchu kołowego, wszyscy codzienne godzinami wystają w korkach... (BK)


Od krezusów do złomiarzy
Nieruchomość wybudowana została w 1804 roku i do 1946 roku była własnością rodziny Jakuba Haberfelda. Obok kamienicy z 40 pokojami składała się na nią znana przed II wojną światową rozlewnia wódek, win i likierów. Ostatnia przedwojenna właścicielka Felicja Haberfeld wyjechała wraz z mężem na wystawę światową latem 1939 roku. Do Polski już nie wrócili. Pozostała w Polsce część rodziny zginęła w obozach zagłady.

Po wojnie obiekt przejęło państwo. W kamienicy powstały mieszkania, restauracja, bar mleczny, na parterze były sklepy oraz część wydziałów urzędu powiatowego i skarbowego, a dawna fabryczka zamieniona została w rozlewnię wody mineralnej i oranżady. Przez ostatnich kilkanaście lat zdewastowany i dawno nie remontowany budynek stał pusty, chociaż schronienia szukało tutaj wielu dzikich lokatorów, w tym młodocianych narkomanów. Przez cały czas był plądrowany przez poszukiwaczy skarbów po Haberfeldach, a potem przez złomiarzy i szabrowników.



Autor: WJ

Tagi: haberfeld kamienica