Mniejsza o styl
Treść
Dwory Unia Oświęcim po raz trzeci zagrają w finale Pucharu Polski. Ich rywalem będzie Wojas Podhale Nowy Targ
Hokeiści Dworów Unii Oświęcim po raz trzeci staną przed szansą zdobycia Pucharu Polski. W finale podopieczni Andrieja Sidorenki spotkają się z obrońcą tego trofeum - Wojasem Podhale Nowy Targ. Przepustkę do finału wywalczyli sobie oni we wtorek, pokonując na własnym lodowisku TKH TKE Toruń 2-1 (0-1, 2-0, 0-0). Tym samym torunianie nie powtórzą wyniku sprzed roku, kiedy w finale walczyli z Podhalem.
Po raz drugi w ciągu pięciu dni oświęcimianie spotkali się z toruńskim zespołem. Mecz miał wiele wspólnego z ligową potyczką. Nie tylko wynik, bowiem wtedy Dwory wygrały 2-0. Chodziło przede wszystkim o styl. Obie ekipy zadbały przede wszystkim o to, by nie stracić bramki.
O takich meczach, mówi się, że są z gatunku tych do pierwszej bramki, a tę torunianie zdobyli już w 79 sek., zyskując poważny kapitał. - My jednak konsekwentnie graliśmy swoje. Było zbyt wcześnie, żeby otwierać grę - mówi trener Dworów Unii Andriej Sidorenko. - Ostatecznie wygraliśmy i tylko to się liczy. Mniejsza o styl - dodaje szkoleniowiec.
Konfrontacje z Toruniem były zazwyczaj szczęśliwie dla Grzegorza Piekarskiego. We wcześniejszych potyczkach zawsze strzelał bramki, nawet dwie. - Chyba go to trochę uspokoiło, bo na początku trafiła mu się wpadka, po której rywale objęli prowadzenie. Dlatego dostał trochę czasu na przemyślenie, więc ponownie pojawił się na lodzie pod koniec pierwszej odsłony - zdradza Andriej Sidorenko.
Ze spokojem porażkę przyjął trener torunian Jarosław Morawiecki. - Od piątku naszym domem stał się autobus - przypomina szkoleniowiec. - Po ligowej potyczce w Oświęcimiu musieliśmy wracać na niedzielne spotkanie do siebie z Podhalem. Kosztowało nas ono sporo sił, bowiem remis 2-2 "klepnięty" został w dogrywce. Mimo wszystko, w Oświęcimiu, znowu rozegraliśmy kolejną dobrą partię. Zabrakło nam odrobiny szczęścia i po raz drugi z rzędu zagralibyśmy w finale Pucharu Polski - dodaje Jarosław Morawiecki.
Toruński szkoleniowiec także wytknął swoim zawodnikom brak koncentracji. - Oświęcimianom zdarzył się on na początku spotkania, nam w jego połowie - zauważa Jarosław Morawiecki. - Mogę jeszcze zrozumieć Bartosza Dąbkowskiego, że zdarzyło mu się zagrać wprost na kij Klisiaka, bo jest naszym najmłodszym obrońcą i pewne niedociągnięcia trzeba mu jeszcze wybaczyć. Jednak nie mogą mieć miejsca sytuacje, że gramy przez kilka sekund szóstką w polu i łapiemy za to karę techniczną, w wyniku której tracimy bramkę - dodaje szkoleniowiec.
W końcówce spotkania goście rzucili wszystko na szalę. Próbowali wycofać bramkarza, ale za pierwszym razem sędziowie odgwizdali przewinienie. Dopiero za drugim razem ta sztuka im się udała, ale wynik nie uległ już zmianie. - Sędzia był niekonsekwentny - uważa Jarosław Morawiecki. - Skoro gwizdnął złą zmianę, należało na nas nałożyć dwuminutową karę. Tymczasem wyrzucił nas z tercji obronnej Unii, rozpoczynając grę na środku tafli. Przecież wycofanie bramkarza i wpuszczenie kolejnego zawodnika było dokonane w locie, więc rozjemca nie miał prawa wyrzucać nas z tercji gospodarzy. Straciliśmy kilkanaście sekund, by ponownie do niej wjechać, a przecież każde wygrane wznowienie przed bramką rywala jest dużą szansą na zdobycie gola. Sędzia nas tego pozbawił. Nie będziemy jednak z tego powodu rozpaczać - dodaje trener Morawiecki.
Dla torunian lodowisko w Oświęcimiu wciąż jest ostatnią twierdzą do zdobycia po awansie do hokejowej ekstraklasy. Na razie nie zdobyli tutaj jeszcze nawet punktu.
Autor: WJ