Memento dla samotnych
Treść
O śmierci nikt dziś nie lubi myśleć, a co dopiero - mówić. Śmierć to temat rodem z Hollywoodu - fikcyjny, jak produkowane tam filmy, którymi wypełnione są na co dzień nasze ekrany. Tę realną - odsuwamy od siebie - do szpitali itp. Stare nawoływania zakonników: "memento mori" - pamiętaj o śmierci, poszły w zapomnienie. Niestety, niektórym ludzie przychodzi się przekonać, że braciszkowie mieli rację. I to nie tylko z duchowego, ale i - nazwijmy to - technicznego punktu widzenia.
Co dzieje się z ludźmi, którzy umierają samotnie, a których rodziny nie uda się w krótkim czasie odnaleźć? Co dzieje się ze zmarłymi, których rodzin nie udaje się odnaleźć wcale? A to teraz wcale nie odosobnione przypadki.
- W Oświęcimiu wszystko w tym temacie mamy poukładane - zapewnia Adam Stokłosa, pracownik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej - Być może wynika to z doświadczenia, bo przypadków śmierci ludzi, o których niewiele wiemy, było tu już kilka. Teraz już mamy pojęcie, jak się wtedy zachować.
Przypomina to trochę robotę detektywistyczną. Pracownik MOPS zbiera najpierw informacje w środowisku zmarłego. Jeśli to jest tzw. półświatek, też nie ma większego problemu, bo, jak zapewnia Stokłosa, większość ludzi z tego grona jest mu znana i po prostu mu ufa. - W końcu w większości to nasi klienci - mówi.
Jeżeli nie dowie się niczego konkretnego, zaczyna dzwonić, albo szuka kontaktu inaczej. - Różnie to bywa. Pamiętam sytuację, kiedy zmarł mężczyzna na starym mieście. Dowiedziałem się tylko, że przyjeżdżał do niego jakiś młody człowiek ze Śląska. Szukałem w książce telefonicznej kogoś o tym samym nazwisku, co zmarły i wydzwaniałem na ślepo. Nikt go jednak nie znał.
Kiedy wydawało się, że "śledztwo" zakończy się niczym, Stokłosa usłyszał plotkę, że zmarły urodził się w mieście na zachodzie Polski. - Skontaktowałem się z tamtejszym MOPS-em i poprosiłem o pomoc. Namierzyli miejsce, z którego pochodził. Okazało się, że miał brata, ale ten też już nie żył. Żyła szwagierka, ale była na wczasach w Ustce. Tutaj bardzo pomogła jedna z urzędniczek z oświęcimskiego Urzędu Miasta, która przy pomocy internetu znalazła dom wczasowy, w którym mieszkała ta kobieta. Urzędniczka dowiedziała się nawet, o której jest tam obiad. Kiedy zadzwoniłem okazało się, że to emerytowana nauczycielka. Dała mi namiary na swojego syna, ze Śląska. Nie miał stacjonarnego telefonu, dlatego wcześniej go nie znalazłem.
Odnalezienie rodziny zmarłego ważne jest nie tylko z moralnego punktu widzenia. Tylko rodzina ma prawo do odebrania pieniędzy z ubezpieczenia. - Jeśli tego nie zrobi, to za pogrzeb musimy zapłacić my, czyli w jakiś sposób podatnicy - tłumaczy Adam Stokłosa. - Tutaj, w Oświęcimiu, wszyscy - łącznie z księdzem - urządzają taki pogrzeb bardzo tanio, albo wręcz za darmo. Niestety, gdzie indziej bywa zdecydowanie inaczej. Kiedyś zmarła nasza mieszkanka w znanym mieście na Śląsku. Nie dość, że pochowali ją w ogóle nie szukając rodziny, to kiedy okazało się, że jest z Oświęcimia, przysłali nam rachunek na ponad 4 tysiące złotych! Dla porównania, my chowamy naszych zmarłych za 1200 - 1500 zł. Postanowiliśmy nie płacić. Nie czujemy się zobowiązani, tym bardziej, że te pieniądze są nie do odzyskania.
Stokłosa dodaje, że za taką kwotę Ośrodek może przez miesiąc wykarmić wielu ludzi. - Szczytem wszystkiego był telefon, jaki kiedyś odebrałem w związku z niskim rzekomo kosztem pochówków u nas. Spytano mnie, czy my w takich sytuacjach chowamy ludzi nago, czy w worku. Zagotowałem się. Nigdy nikogo nie pochowałem nago. Zawsze znajdę jakiś garnitur, czy sukienkę, żeby kogoś przyodziać. Jak się nie da, a tak było na przykład w przypadku spalonych zwłok, to wkładamy ubranie do trumny symbolicznie. Plastikowy worek nawet nie przyszedłby mi do głowy. Przecież to człowiek...
Według oświęcimskiego MOPS, najmniej problemu jest z klientami ich instytucji. Wszyscy są skatalogowani i zaraz po śmierci wiadomo, co z nimi robić. Dużo gorzej jest z innymi. - Każdy może sobie żyć, jak chce, ale kiedy się jest bardzo samotnym, to lepiej zostawić gdzieś w domu informację o sobie - przestrzega pracownik MOPS. - Choćby tylko z szacunku dla własnego ciała. W końcu służyło nam wiernie przez całe życie.
Albert Bartosz
Autor: WJ
Tagi: samotni