Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kanał plus

Treść

"Pa rura, pa rura" po oświęcimsku

- To nieprawda, że niezgoda wojewody na budowę kanalizacji przy ul. Leszczyńskiej zagraża powstaniu Wyższej Szkoły Zawodowej w Oświęcimiu - zapewnia starosta oświęcimski Józef Kała. - Budynki, w których ma powstać Szkoła, są od dawna skanalizowane i posiadają osadniki.

Tezę, iż "brak kanalizacji zagraża powstaniu szkoły wyższej, a tym samym - rozwojowi Oświęcimia i jego mieszkańców", upowszechnia od zeszłej środy prezydent Oświęcimia Janusz Marszałek. Po raz pierwszy rzucił to hasło publicznie na gorącej sesji Rady Miasta, na której radni zajęli się jego wnioskiem o zaskarżenie do Trybunału Konstytucyjnego ustawy o ochronie byłych obozów koncentracyjnych. Część radnych zarzuciła wtedy prezydentowi, że uprawia w tej sprawie prywatę: dąży do zaskarżenia ustawy, ryzykując międzynarodowy skandal, jedynie dlatego, iż w wąziutkiej strefie ochronnej b. obozu działa częściowo jego dawna, kierowana obecnie przez żonę, spółka Maja. Ostatecznie miażdżącym stosunkiem głosów - 18 do 2 - radni zdjęli z sesji punkt dotyczący wniosku prezydenta.

Wtedy nieoczekiwanie dla wielu z nich prezydent wspomniał o kanalizacji, której fragment miasto chce puścić przez strefę ochronną. Dodał, że wojewoda, który wydaje pozwolenia na działalność w strefie, od wielu miesięcy zwleka z decyzją w tej sprawie, blokując budowę. A brak kanalizacji może przeszkodzić w powstaniu uczelni w budynkach dawnego Monopolu Tytoniowego w pobliżu b. obozu, w bezpośrednim sąsiedztwie Centrum Mai.

Dla Marszałka wypływa z tego prosty wniosek: niektóre zapisy ustawy są sprzeczne z interesem publicznym (szkoła wyższa) i hamują rozwój Oświęcimia. Dlatego, a nie z powodu "hucpy", o której mówili radni, chce zaskarżyć ustawę do Trybunału.

Powtórzył potem tę tezę w ogólnopolskiej telewizji, która zacytowała go w głównym wydaniu "Wiadomości". I osiągnął oczekiwany efekt: dziennikarze TV i większości lokalnych gazet - bezkrytycznie, nie pytając o komentarz osób zajmujących się tworzeniem szkoły wyższej - ogłosili, że "brak kanalizacji może zagrażać powstaniu uczelni, a więc rozwojowi miasta".

Można się domyślać, dlaczego Janusz Marszałek użył nagle tego argumentu: zapewne po kilku bardzo krytycznych artykułach, zarzucających mu dbanie o prywatny interes, chciał powrócić do utraconej pozycji społecznika dbającego o interes publiczny. Zrobił to bardzo zręcznie: w ogóle nie wspomniał, że podłączeniem do wspomnianej kanalizacji nie są zainteresowane takie podmioty, jak Państwowe Muzeum, Centrum Dialogu, czy Klasztor Karmelitanek i że najbliższym obiektem, który może chcieć się podłączyć, jest... Centrum Mai. Gdyby Marszałek to powiedział, słowa "hucpa" i "prywata" padałyby z ust radnych jeszcze częściej. Ale on powiedział jedynie o szkole.

A że - jak wynika z wypowiedzi starosty - prawda na jej temat jest odmienna? Nie ważne. Komunikat poszedł w eter.

Sorry, Winnetou!

Nieoczekiwanym sojusznikiem Marszałka w lansowaniu tezy o potrzebie zaskarżenia ustawy o ochronie b. obozów został Władysław Januszyk, błyskotliwy i wpływowy działacz Sojuszu Lewicy Demokratycznej, partii opozycyjnej wobec prezydenta Oświęcimia. W ostatnich wyborach prezydenckich Januszyk kierował sztabem wyborczym kandydata SLD, Andrzeja Telki, z którym to Marszałek starł się - i wygrał - w drugiej turze...

Podczas ostatniej sesji to radni SLD najostrzej krytykowali wniosek Marszałka o zaskarżenie ustawy o strefie ochronnej do Trybunału Konstytucyjnego, to z ich ust padło słowo "prywata". Dlaczego z chóru wyłamał się, uwiarygodniając tezę prezydenta, akurat Władysław Januszyk, człowiek o nieprzeciętnej inteligencji, który powinien najlepiej wiedzieć, co jest grane?

Sęk w tym, że w sprawie strefy - a właściwie kanalizacji, która ma w niej przebiegać - Januszyk wystąpuje nie jako działacz lewicy, tylko jako szef Biura Konstrukcyjno-Budowlanego LKB, które na zlecenie miasta przygotowało projekt tejże kanalizacji. Jego firma wzięła na siebie nie tylko sporządzenie projektu, ale i załatwienie pozwoleń na budowę. Miała się z tym wyrobić do końca zeszłego roku. Mamy marzec i projekt wprawdzie jest gotów, ale pozwoleń nadal brak.

To duży problem nie tylko dla miasta, ale i samego Władysława Januszyka. Póki nie wywiąże się z umowy, miasto (Marszałek) nie zapłaci mu za robotę...

To może częściowo tłumaczyć, dlaczego - ku zdumieniu kolegów z lewicy - Januszyk pojawił się na zorganizowanej przez prezydenta konferencji prasowej i opowiadał szczegółowo o swoich bojach z lewicowym wojewodą i takimiż władzami centralnymi w sprawie kanalizacji. Marszałek podsumował: doświadczenia pana Januszyka świadczą o tym, że niektóre zapisy ustawy o ochronie byłych obozów są chore, więc trzeba je zaskarżyć, żeby nie blokowały rozwoju miasta.

Na lewicy popularność odzyskał teraz dowcip z czasów głębokiego PRL-u - o Jasiu, który uwielbiał księżki o Indianach i którego ulubionym bohaterem był Winnetou. Ale zapytany przez panią na lekcji wychowania obywatelskiego o ulubionego bohatera odpowiedział: "Lenin". Potem skomentował to po cichu: "Sorry, Winnetou, ale biznes jest biznes".

Absurd goni absurd

Z drugiej strony trzeba zauważyć, że Januszyk - chcąc nie chcąc - wylądował nagle pośrodku absurdalnych wydarzeń. Jako projektant wykonujący zlecenie dla miasta zderzył się z urzędniczą machiną, która od lat łamie prawo, mieszając przy tym w Oświęcimiu bardziej, niż wszyscy zadymiarze razem wzięci.

Ta machina, złożona z urzędników szczebla wojewódzkiego i centralnego, doprowadziła 8 lat temu do bezprawnego wstrzymania budowy centrum handlowego Mai (tzw. "supermarketu"), 2 miliony zł odszkodowania musieli potem zapłacić Mai nie autorzy szkodliwych decyzji, lecz podatnicy.

Teraz od urzędników w Krakowie i Warszawie zależy, czy stworzony na zlecenie miasta przez firmię Januszyka projekt kanalizacji uzyska wymagane pozwolenia.

- Teoretycznie sytuacja jest banalnie prosta - tłumaczy prezes LKB - Miasto chce skanalizować tereny od ulicy Leszczyńskiej w kierunku ul. Kolbego i - dalej - Rajska, czym zainteresowana jest też gmina Oświęcim. Najlepszym rozwiązaniem jest przepuszczenie sieci od ul. Jaracza pod ul. Leszczyńskiej i poprowadzenie jej wzdłuż tej ulicy, czyli częściowo, na około 300 metrach długości, w strefie ochronnej b. obozu. Wymaga to jedynie rozkopania trawnika koło torów. Sprawna firma zrobi to w tydzień, przywracając wcześniejszy stan. Nie zakłóci to ruchu pielgrzymów, nie będzie w ogóle uciążliwe dla Muzeum.

Januszyk posiada pisemną zgodę Małopolskiego Konserwatora Zabytków, który postawił jedynie dwa warunki: że prace nie spowodują uszkodzenia historycznych torów kolejowych i drzew. - Warunki te da się spełnić bez żadnego problemu. Ale pozwolenia na budowę nadal nie ma. Czemu? - pyta Januszyk.

Wszelkie działania w strefie wymagają, zgodnie z ustawą, uzgodnienia z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji. 26 listopada zeszłego roku firma LKB wystąpiła więc ze stosownym wnioskiem. W grudniu zwróciła się do wojewody o wyrażenie zgody na posadowienie kanalizacji na terenie strefy. 5 grudnia posekretarz stanu w MSWiA Tadeusz Matusiak poniformował, że przekazał sprawę do Ministrestwa Kultury.

Co ma piernik do wiatraka? Zgodnie z ustawą o ochronie b. obozów każdy, kto chce cokolwiek robić w strefie ochronnej, musi wykazać, że jest to NIEZBĘDNE dla funkcjonowania muzeum i (lub) obsługi pielgrzymów. Muzeum podlega ministrowi kultury. Przypuszczalnie w MSWiA doszli do wniosku, że właśnie minister kultury będzie potrafił orzec, czy budowa kanalizacja jest niezbędna Państwowemu Muzeum, czy nie.

Po trzech miesiącach Januszyk dowiedział się, że do wojewody wpłynęło pismo, z którego wynika, że minister kultury nie uważa budowy kanalizacji w strefie za niezbędną. - O co tu chodzi? - głowi się prezes LKB - Stronami postępowania administracyjnego są miasto i MSWiA, a decyzję wydaje minister kultury?

Dodaje, że czuje się ignorowany przez MSWiA i wojewodę, który nie wiedzieć czemu przedłuża postępowanie.

Rzecznik prasowy wojewody małopolskiego Piotr Wasilewski kontruje, że to nie urząd jest odpowiedzialny za przedłużanie procedury, lecz sam wnioskodawca. - Wzywaliśmy go do uzupełnienia dokumentacji, bowiem były w niej braki - twierdzi.

Januszyk broni się, że - w oparciu o ustawę o ochronie b. obozów - cały czas domagano się od niego, by uzasadnił niezbędność budowy kanalizacji. - A przecież sprawa jest ewidentna! - irytuje się - Wszyscy w obszarze, który miasto chce kanalizować, korzystają obecnie co najwyżej z kanalizacji ogólnospławnej, tzn. ścieki mieszają z wodami opadowymi. To jest w dzisiejszych czasach archaiczne rozwiązanie, powodujące problemy na oczyszczalni, i trzeba to wreszcie uporządkować. Jedynym wyjściem jest budowa kanalizacji sanitarnej.

Januszyk dodaje, że można by ją puścić inną trasą, poza strefą, ale wtedy trzeba by rozorać dopiero co wybudowaną ulicę Kolbego. W przyszłości byłby też duży problem z przyłączeniem muzeum, a prędzej czy później trzeba to zrobić.

Gdyby uważnie wczytać się w ustawę o ochronie b. obozów i postępować zgodnie z jej duchem, można dojść do wniosku, że nic nie stoi na przeszkodzie, by wydać pozwolenie na budowę feralnej kanalizacji. Przyznają to zresztą nieoficjalnie pracownicy MSWiA i urzędu wojewódzkiego. Z ich wypowiedzi wynika niedwuznacznie, że prawo prawem, a jedynym motywem urzędniczej blokady jest fakt, iż... prezydentem Oświęcimia jest Janusz Marszałek.

Takie rozumowanie, jeśli rzeczywiście występuje, jest po prostu chore i w najwyższym stopniu szkodliwe. Nie dla Marszałka. Dla miasta. Po raz kolejny urzędnicy próbują ingerować w sprawy, z którymi Oświęcim winen uporać się sam.

Drugie dno razy kilka

Takich "drugich den" jest w całej historii więcej.

Niektórzy przypuszczają na przykład, że po zwycięstwie Januszyka w przetargu na projekt kanalizacji, Janusz Marszałek wierzył, iż wszystko zostanie załatwione "w gronie kolegów" lub "po linii partyjnej", bo "Włodek zna wojewodę i ministra Janika". Dzisiaj wychodzi na to, że silniejsza od formalnych i nieformalnych więzów jest niechęć "góry" do Marszałka.

Choć do końca nie wiadomo, jak to jest z tą niechęcią, jedno jest pewne: zastrzeżenia formalne do projektowanej kanalizacji zgłaszane przez urzędników są mało przekonujące i - jak zauważają niektórzy radni - dostarczają argumentów Januszowi Marszałkowi, "są wodą na młyn jego propagandy".

Pod kolejnym dnem kryje się pytanie, na które trzeba będzie w najbliższym czasie odpowiedzieć: komu w ogóle w tej chwili potrzebna jest ta kanalizacja? Czy jest sens wydawać na nią pieniądze podatników? A może są pilniejsze potrzeby?

W styczniowym piśmie do wojewody Władysław Januszyk wylicza, że kanalizacja projektowana jest dla: muzeum, planowanej szkoły wyższej i centrum edukacji, Centrum Dialogu oraz obiektów po byłych zakładach zbożowych. Dodaje, że w przyszłości będzie można do niej podłączyć obiekty spółki Maja.

Przeanalizujmy rzecz po kolei: Centrum Dialogu (podobnie jak sąsiedni klasztor) nie jest zainteresowane tą kanalizacją, tak samo muzeum. "Zbudowana w 2001 roku sieć kanalizacji wewnętrznej, wobec braku zgody na wpięcie do rurociągu przy ul. Leszczyńskiej, skierowana została przez tereny Muzeum do sieci przy ul. Legionów. Obecnie nie możemy sobie pozwolić na zmianę systemu, gdyż wiązałoby się to z dużymi nakładami finansowymi" - wyjaśnia dyrektor muzeum Jerzy Wróblewski.

W dawnych zakładach zbożowych nic nie ma. A planowana uczelnia? Mówi starosta oświęcimski Józef Kała: - Na zlecenie miasta powstał projekt kanalizacji i zdecydowaliśmy o wyasygnowaniu nań 10 tys. zł, bo jesteśmy zainteresowani podłączeniem Wyższej Szkoły Zawodowej do kanalizacji miejskiej. Nie można jednak powiedzieć, że powstanie Szkoły zależy od budowy tej kanalizacji. Budynki, w których ma powstać szkoła, mają od dawna kanalizację i osadniki, więc gdyby nawet nie udało się zbudować fragmentu sieci, o który zabiega miasto, nie miałoby to dla utworzenia szkoły żadnego znaczenia. We wniosku o zgodę na utworzenie uczelni, złożonym do Komisji Akredytacyjnej, w ogóle nie poruszamy tej kwestii, bo nie ma takiej potrzeby. Wystarczy nasze oświadczenie, że jesteśmy w stanie zapewnić warunki techniczne i finansowe do otwarcia szkoły. I zapewnimy bez problemu.

Kto jest więc - na dziś - zainteresowany tą kanalizacją?

Pewnie wybuchnie na ten temat ożywiona dyskusja. Ale dzisiaj zwolennicy powstania w Oświęcimiu szkoły wyższej obawiają się najbardziej, że wcale nie nieszczęsna rura, lecz wypowiedzi prezydenta na jej temat, mogą zaszkodzić uczelni. O utworzenie podobnych placówek ubiega się dziś kilkanaście miejscowości. Konkurencja jest więc wielka. Zgodę na utworzenie wymarzonych placówek otrzyma jedynie ułamek wnioskodawców.

Dziś na dzień dobry członkowie decydującej o wszystkim komisji akredytacyjnej mogą zapytać: - Jak to, nie macie nawet odpowiednich budynków i warunków technicznych? Mówił o tym w telewizji wasz prezydent. I wy składacie wniosek?

Zbigniew Bartuś



Autor: WJ

Tagi: kanalizacja