Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jeździec z Oświęcimia najlepszy w Europie

Treść

- Nie ma drugiej tak wyczerpującej konkurencji jeździeckiej jak rajdy. Dystanse sięgają nawet do 160 km, a na trasach czeka wiele zdradzieckich niespodzianek - mówi Marek Zając z Oświęcimia, który od kilku dni jest na ustach całego światka jeździeckiego w Polsce i nie tylko.

43-letni oświęcimianin, dosiadający Wiatraka, 10-letniego araba ze stadniny w Janowie Podlaskim, przed tygodniem przypieczętował swój wielki sukces w Pucharze Europy. Jak już pisaliśmy, wygrał rywalizację we wszystkich trzech kategoriach: na najlepszego jeźdźca, konia i parę.

Jest to największe osiągnięcie reprezentanta Polski, od czasów Jana Kowalczyka, który podczas Igrzysk Olimpijskich w Moskwie na Artemorze zdobył złoty medal.

Rajdy to jedna z oficjalnych konkurencji jeździeckich rozgrywanych pod egidą Międzynarodowej Federacji Jeździeckiej (FEI). Na cykl PE składa się 7 imprez, przy czym trzeba wystartować przynajmniej w 4. Jeździec z Oświęcimia startował w pięciu eliminacjach: na Węgrzech, w Holandii, Czechach, Polsce i Niemczech. W całym cyklu dosiadał dwóch koni; drugim był Tik.

- Dla mnie to wszystko także było ogromnym zaskoczeniem. Dopiero, gdy ludzie dzwonili do mnie z gratulacjami, zacząłem zdawać sobie sprawę, co udało mi się osiągnąć - mówi Marek Zając, który przygodę z jeździectwem zaczął na studiach.

Lubi aktywny wypoczynek, jest także żeglarzem, ale konie to pierwsza miłość. Stąd przed 4 laty, po przerwie wrócił do jeździectwa, ale nie myślał wówczas aż o takich sukcesach.

Rozpoczęły się, gdy dosiadł właśnie Wiatraka. - Konia trzeba poznać, zrozumieć, więź emocjonalna między jeźdźcem a koniem jest podstawą sukcesu. Tak jak człowiek, nie zawsze ma on swój dzień. Wtedy lepiej mu odpuścić, niż zamęczyć. Ma to szczególne znaczenie w rajdach, gdzie para zdana jest na siebie przez cały dzień. Nie chodzi o to, aby pędzić do mety co koń wyskoczy, bo można szybko zakończyć udział w zawodach. Cały dystans jest bowiem podzielony na etapy. Po przejechaniu każdego odcinka koń jest badany przez weterynarzy. Jeśli ma zbyt wysokie tętno lub kuleje, to zostaje natychmiast wycofany. Od 30 do 70 proc. koni wypada z rywalizacji. Stąd też na jednym koniu można uczestniczyć góra w 4-5 zawodach - podkreśla jeździec.

Jeździectwo to jedna z bardziej kosztownych dyscyplin. Potwierdza to 43-letni oświęcimianin, który na co dzień jest przedsiębiorcą. Nie chce jednak rozmawiać o pieniądzach. Ma dwa konie, obok Wiatraka, najlepszego w Europie araba, jest także właścicielem 6-letniej Aszaby, reprezentującej nową rasę anglokabardyńską.

- W tym wszystkim jest ryzyko, bo można pracować z koniem 5 lat, a wystarczy poważniejsza kontuzja i ze sportowego punktu widzenia nie przedstawia on już żadnej wartości. W rajdach uczestniczą konie od 9 do 16 roku życia, a więc kilka lat trzeba poświęcić na hodowlę i przygotowania konia do zawodów. By zdobył odpowiednią kondycję, musi przebiec codziennie około 30 km, najlepiej na różnej nawierzchni. Selekcja jest bardzo ostra, z 20 koni do udziału w rajdach nadaje się jeden - opowiada jeździec, który jest członkiem LKJ Solec w Bieruniu. Tam od 7 lat na terenach po upadłym PGR działa klub, którego członkowie uprawiają rajdy.

Wygraną w PE oświęcimianin zapewnił sobie prawo startu w MŚ, które w styczniu odbędą się w Dubaju. Barierą są... pieniądze i troska o konia, ale wiele wskazuje, że Marek Zając weźmie w nich udział. - Rajdy są rozgrywane na pustyni, czyli w zupełnie odmiennych warunkach od europejskich, a pobyt trwa tam prawie miesiąc. Dla tamtejszych szejków to nie problem, pokrywają jednak też dużą część kosztów pozostałych uczestników - mówi Marek Zając.

Rajdy są dyscypliną bardzo popularną we Francji, Niemczech, Anglii, Włoszech, Hiszpanii i Stanach Zjednoczonych. We Francji na przykład uprawia ją 70 tys. zawodników z licencjami. W Polsce póki co, jeźdźców jest kilkuset.


Autor: WJ

Tagi: jeździectwo