Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Hejnał ostatnim strzałem zapewnił sobie zwycięstwo nad Iskrą Klecza

Treść

O tym, że warto grać do końca przekonali się piłkarze kęckiego Hejnału, którzy już w odliczonym czasie zapewnili sobie wygraną 1-0 nad Iskrą Klecza, która na inaugurację rozprawiła się z Polanką Wielką (5-1).

Kęczanie chcieli jak najlepiej wypaść w pierwszym meczu wiosny przed własną publicznością. - Pierwsze pół godziny w naszym wykonaniu było bardzo dobre - mówi trener Hejnału Grzegorz Mleczko. - Zabrakło tylko bramki. Dodałaby ona nam pewności siebie, chociaż po ostatniej wyprawie do Andrychowa niczego nie można być pewnym. Tam przecież roztrwoniliśmy dwubramkową zaliczkę - przypomina kęcki szkoleniowiec.

Piłkarze Hejnału pogubili się w ostatnich dziesięciu minutach gry. - W naszą defensywę wkradło się pewne rozprężenie - zauważa Grzegorz Mleczko - Stąd zejście z boiska Marka Jureckiego - tłumaczy szkoleniowiec.

Na początku spotkania na trybunach kęckiego Hejnału dało się usłyszeć niezadowolenie kibiców z powodu ustawienia przez trenera Mleczkę na pozycji ostatniego stopera Włodzimierza Kowalczyka. Jak się później okazało, temu zawodnikowi wcale nie przeszkadza to w zdobywaniu decydujących bramek. Uderzenie z rzutu wolnego było perfekcyjne. - Mecz przeciwko Kleczy zmusza mnie do szukania innych rozwiązań w ataku - uważa trener Mleczko. - Okazuje się, że Chrapkiewicz z Bąbą nie radzą sobie najlepiej. W grę wchodzą: Macura z Młockiem. Trzeba znaleźć optymalne rozwiązanie po najbliższym spotkaniu w Kalwarii, bo potem kalendarz tak się dla nas ułożył, że trzy mecze z rzędu gramy przed własną publicznością. W nich wypadałoby zapewnić sobie komfortową sytuację przed kolejnymi spotkaniami. Najważniejsze, że przytarliśmy trochę nosa Kleczy, która po zwycięstwie nad Polanką 5-1, poczuła się trochę zbyt pewnie - kończy Grzegorz Mleczko.

Po meczu trener Iskry Janusz Frydel nie krył rozgoryczenia porażką w tak nieszczęśliwych okolicznościach. - Nasze akcje były bardziej dynamiczne i płynniejsze od przeciwników - uważa szkoleniowiec Iskry. - Statystyka meczu też przemawia na naszą korzyść. W sytuacjach bramkowych "wygraliśmy" 6-5. Nie ma co szukać indywidualnie winowajców tej porażki. Owszem, Wądrzyk mógł ustrzec się faulu na linii "szesnastki", ale równie dobrze sędzia mógł skończyć ten mecz chwilę wcześniej i w ogóle nie byłoby sprawy. Mój młody zespół ciągle się uczy. Trzeba to robić w meczach mistrzowskich, kiedy dochodzi stres, presja wyniku, kibice. Nie zawsze wszystko "wchodzi" do siatki, tak, jak w meczu przeciwko Polance. W tej wyrównanej lidze o wyniku decyduje jeden błąd, czasem przypadek - zauważa trener Frydel.

Szkoleniowiec Iskry bawił także w Chełmku, gdzie podglądał najbliższego rywala. - Zdaję sobie sprawę z tego, że pojawienie się Horawy podniesie wartość Chełmka o około 20 procent - kończy trener Frydel.



Autor: WJ

Tagi: hejnał