Górnikowi Brzeszcze konsekwencji w Zabierzowie wystarczyło na 30 minut
Treść
Trudno było oczekiwać, że Górnik Brzeszcze zdobędzie jakieś punkty w Zabierzowie na liderze IV ligi małopolskiej. Jednak zwycięstwo gospodarzy 6-2 (2-0) było zbyt wysokie. Ale czy mogło być inaczej, skoro brzeszczanie rozdawali rywalom prezenty?
- Kmita to bardzo dobry zespół i w naszej obecnej sytuacji nie byliśmy tam w stanie powalczyć o punkty, ale to jeszcze nie oznacza, że mieliśmy przeciwnikom ułatwiać zadanie - mówi trener Górnika Wiesław Liszka. - Czwartą bramkę sprezentował rywalom Łukasz Bartuś, który przed własnym polem karnym tak nieszczęśliwie podawał do Jończyka, że piłkę przejął Paweł Gawęcki, by za chwilę wygrać pojedynek z Surzynem. Kuriozalny był też piąty gol. Jończyk po wybiciu "piątki" trafił w stojącego na 20 metrze przeciwnika i znowu bramkarz musiał wyjmować piłkę z siatki. Nie obyło się też bez sędziowskich wpadek. Trzecią bramkę straciliśmy po kilkumetrowym spalonym. Nie mam jednak pretensji do arbitra, bo Kmita jest na tyle doświadczonym zespołem, że potrafił wykorzystać inne pozycje - dodaje brzeszczański szkoleniowiec.
W pierwszej połowie piłkarze Górnika toczyli wyrównany pojedynek. - Konsekwencji w realizacji założeń taktycznych wystarczyło nam na pół godziny. Nie ma się czemu dziwić. Wyszedł brak treningu u niektórych zawodników. W tej chwili sytuacja kadrowa jest taka, że Łukasz Bartuś, który nie trenował cały tydzień, uratował nam skład, a w normalnych warunkach musiałby czekać na swoją szansę na ławce rezerwowych - rozważa Wiesław Liszka.
Górnicy strzelili w Zabierzowie dwa gole, co jest ich sporym sukcesem. Przed potyczką z nimi Kmita miał na swoim koncie tylko osiem "dziur" w siatce. Nie były to bramki przy ustawionym wyniku. - Oczkowski strzelił kontaktowego gola. Po jego zdobyciu, zamiast grać spokojnie, niepotrzebnie zaczęliśmy się "szarpać" z Kmitą. Po meczu powiedziałem chłopcom, że jeszcze piłkarsko nie dorośliśmy do lidera. To przecież żaden wstyd. Po meczu chłopcy byli trochę rozżaleni, że nic im się nie układa. Powiedziałem im, że Kmita zrobił z nami to, co my powinniśmy zrobić tydzień wcześniej z Garbarzem. Szkoda tego remisu, który był dla nas klęską oraz porażki 0-1 w Niedźwiedziu. To były najsłabsze zespoły, z jakimi się spotykaliśmy, zdobywając zaledwie punkt. Mogę się jedynie pocieszać tym, że stałe postępy robi Oczkowski. Martwi mnie natomiast "zadyszka" Pawła Sporysza. Krzyśka Zarzyckiego jeszcze rozgrzeszam z drobnej niedyspozycji, bo po chorobie powinien grać najwyżej pół godziny. Z konieczności musi "orać" całe spotkanie. Przed nami ostatni mecz ze Skawą Wadowice na własnym boisku, który musimy wygrać - kończy trener Liszka.
Autor: WJ
Tagi: piłka nożna pilka nozna brzeszcze