Górnik traci punkty z zespołami będącymi w jego zasięgu.
Treść
Skawa zakończyła jesień bez wyjazdowego zwycięstwa
Piłkarzom Górnika Brzeszcze nie udało się zakończyć rundy jesiennej zwycięstwem na własnym boisku, a takie zadanie przed zespołem postawił trener Wiesław Liszka. Brzeszczanie zremisowali ze Skawą Wadowice 0-0. Z kolei goście w tej rundzie nie doczekali się wyjazdowego zwycięstwa.
Trudno jednak myśleć o wygraniu meczu, skoro nie potrafi się wykorzystać takich darów losu, jakim jest rzut karny, który brzeszczanie dostali w 83 min. Niewykorzystane "jedenastki" stają się powoli normą Górnika. Kilka kolejek wcześniej nie popisał się Mariusz Klakla. Tym razem do strzelania karnego wyrwał się młodzieżowiec Jarosław Cecuga. - Liczyłem, że podejdzie do niego Mariusz Jończyk, ale zrezygnował. Być może dlatego, że przyjechał na mecz prosto z uczelni i wszedł na boisko dopiero w 57 min. Jeśli on się z tego wycofał, to ciężar za wynik powinien wziąć na siebie inny doświadczony zawodnik. Mam żal do "starszyzny" drużyny, że w przełomowym dla losów spotkania momencie wysłali w bój młokosa - mówi trener Górnika Wiesław Liszka.
Po drugiej stronie trener Skawy Wojciech Madej wziął głęboki oddech. - Wróciliśmy z dalekiej podróży - mówi szkoleniowiec. - Dobrze, że w trudnych momentach możemy liczyć na Darka Chmiela. To była druga "jedenastka" podyktowana przeciwko nam jesienią. W Miechowie nie udało mu się jej obronić. W Brzeszczach miał trochę szczęścia, ale bez niego w sporcie niewiele można zdziałać. Przeciwko nam sędziowie mało dyktują rzutów karnych, bo gramy spokojnie w tyłach - wyjaśnia wadowicki szkoleniowiec, który ucieszył się, że ostatecznie mógł skorzystać ze wszystkich piłkarzy bloku defensywnego, chorujących mu w ostatnim tygodniu, czyli Chmiela, Żaka i Wojtulewicza.
Trener Wiesław Liszka ma kłopoty z zebraniem zawodników na treningach. - Za każdym razem mam po 4 innych piłkarzy, więc trudno cokolwiek przećwiczyć. Trzeba wziąć poprawkę na szybko zapadające nad stadionem ciemności. Potem w meczach wychodzą zaniedbania w pracy nad karnymi. Systematycznie na treningi chodził mi Tyrybon, dlatego w nagrodę wpuściłem tego juniora na ostatnie 20 minut - dodaje trener Liszka.
W Brzeszczach normalnym zjawiskiem jest, że szkoleniowiec pół godziny przed meczem dowiaduje się o absencji kilku piłkarzy. - Jeśli zostanę w Górniku na wiosnę, to trzeba w drużynie coś zmienić. Dzisiaj na drugą połowę udało się dojechać Jaskowi z Jończykiem natomiast Sporysz musiał zostać na uczelni. Na dobrą sprawę przeciwko Skawie nie powinien zagrać Tomek Borowczyk, który w ostatnim tygodniu miał zaliczenia sprawnościowe na uczelni. Nie był na ani jednym treningu. Liczyłem jednak na jego snajperski spryt. Tym razem mu się nie udało - kończy trener Liszka.
W pierwszej połowie Skawa kontrolowała przebieg wydarzeń na boisku. - Niepotrzebnie po zmianie stron zaczęliśmy grać nerwowo, oddając inicjatywę gospodarzom. Przy odrobinie szczęścia mogliśmy to spotkanie wygrać, gdyby Drechny uderzył mocno po zagraniu Wiechecia. Już dopisał sobie gola, unosząc ręce w geście triumfu. Przeliczył się. Na szczęście dobrnęliśmy do półmetka. Gdyby przed rozpoczęciem rundy ktoś powiedział mi, że zdobędziemy w niej 26 pkt., taki wynik brałbym w ciemno. Teraz widzę, że kilka punktów nam uciekło. Nie bądźmy jednak zachłanni. Lepiej "jeść" małą łyżką, ale za to systematycznie. To powinno nam zrekompensować brak wyjazdowego zwycięstwa jesienią - kończy trener Madej.
Autor: WJ
Tagi: piłka nożna pilka nozna brzeszcze