Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Góralom puściły nerwy

Treść

Trzecia konfrontacja Dworów Unii przeciwko Podhalu kończyła się w atmosferze skandalu

Po raz trzeci w ciągu dwunastu dni mistrzowie Polski spotkali się z nowotarskim Podhalem. Mecz był najbardziej zacięty ze wszystkich, ale chęć pokonania obrońców tytułu wśród przyjezdnych była tak duża, że nowotarżanom wobec niekorzystengo biegu wydarzeń w końcówce puściły nerwy. Kiedyś mówiło się kompleksie Unii wobec Podhala. Tym razem jest na odwrót. Podhalanie mozolnie budują zespół na miarę finału i musi ich bardzo irytować, że w ciągu niespełna dwóch tygodni przegrali trzeci mecz z aktualnymi mistrzami kraju. Dwory wygrały 5-3 (2-1, 1-1, 2-1).

Pięć lat temu o hokeistach Podhala było bardzo głośno z powodu tzw. "Sprawy Barana". Po ostatnim spotkaniu niewiele brakowało, aby do nowotarskich hokeistów przylgnęła "Sprawa Marczuka". Na 3 s przed końcem obrońca Rafał Sroka uderzył krążek w stronę arbitra. Na szczęście minimalnie chybił. To tylko dodało animuszu pozostałym zawodnikom, którzy otoczyli sędziego i tłukąc kijami o lód wyrażali dezaprobatę dla - ich zdaniem - słabego prowadzenia zawodów. Dziwne są góralskie maniery. Ale czy może być inaczej, kiedy drużyna ma na to przyzwolenie szkoleniowca?

Zapytany o ocenę całej sytuacji, trener nowotarżan Andrzej Słowakiewicz dziwnie tłumaczył zachowanie swoich podopiecznych. - Nie widziałem, żeby zawodnicy grozili sędziemu, bo wtedy akurat w boksie rezerwowych spadłem z ławki.

Po ponowieniu pytania, czy leżał w tym boksie tak długo, że nie widział, iż jego podopieczni przez kilkanaście sekund otoczyli rozjemcę, rzucił w stronę dziennikarzy. - A może to kibice tłukli, nie wiem. Panowie macie swój punkt widzenia, a ja mam swój.

W końcu wyjaśnił. - Chłopcy po prostu podziękowali arbitrowi za "dobrą pracę". Byli trochę rozżaleni sposobem prowadzenia przez niego spotkania - dodał Andrzej Słowakiewicz.

Na pytanie, dlaczego jego zespół nie chciał dokończyć meczu, odparł: "Myśleliśmy, że jest już koniec. Chłopcy wyszli się pożegnać z przeciwnikiem. Kiedy okazało się, że trzeba dograć spotkanie, stanęliśmy do wznowienia - tłumaczy nowotarski szkoleniowiec.

Zgodnie z sugestią szkoleniowca, przedstawiamy inny punkt widzenia. Nowotarżanie wcale nie mieli zamiaru dokończyć meczu, o czym świadczą słowa wykrzyczane przez Milana Baranyka, które było słychać w loży prasowej. "Po co mamy tutaj grać". Oczywiście w cytacie pominęliśmy niecenzuralne słowo.

Po pierwszej porażce w Oświęcimiu nowotarski szkoleniowiec straszył mistrzów Polski Patrykiem Moskalem, 22-letnim Czechem, który dwa lata wcześniej z młodzieżową reprezentacją swojego kraju sięgał po mistrzostwo świata. W trudnych momentach obcokrajowcy powinni wziąć ciężar gry na siebie, tymczasem zachował się jak uczeń, faulując Mariusza Puzię, kiedy "szarotki" grały w podwójnej przewadze, a była wtedy 46 min. Podhalanie przegrywali tylko 2-3. Tego faktu szkoleniowiec nie zamierzał komentować, jak również zachowania Krzysztofa Zapały, który co chwilę posyłał obraźliwe gesty w stronę widowni. Wytknął tylko sędziemu, że kilka sekund wcześniej faulowany był Moskal.

- Gratuluję mistrzom Polski zwycięstwa. Strata drugiej bramki w nieszczęśliwych okolicznościach wyprowadziła chłopców z równowagi, resztę dopełniły kary, które wybiły nas z uderzenia. Musimy jakoś to przeżyć, że karty w sezonie zasadniczym już są rozdane, chociaż liga dopiero się zaczęła - dodał Andrzej Słowakiewicz.

Padło jeszcze wiele gorzkich słów z ust ludzi z otoczenia nowotarskiej drużyny, że zabawa w ligę nie ma sensu, skoro role zostały ustalone przy "zielonym stoliku". Czyżby w Nowym Targu tęskniono do czasów, kiedy Łotysz Ewald Grabowski miał pod sobą całą ligę (był też trenerem reprezentacji Polski) i przyjeżdżając do Oświęcimia zachowywał się jak na hokejowej prowincji. Kiedy nie podobało mu się sędziowanie, robił wszystko, żeby przerwać mecz, kiwając palcem na arbitra, chcąc go wezwać "na dywanik".



Autor: WJ

Tagi: hokej unia dwory dwory-unia unia-dwory podhale