Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dzięki wygranej nad Hejnałem Kęty Babia Góra zdobyła podwójnie cenne punkty

Treść

Kibice w Suchej Beskidzkiej mogą mieć jeszcze nadzieje, że nie wszystko stracone. Nie chodzi tylko wygraną Babiej Góry nad Hejnałem Kęty (1-0), ale także postawę suskich piłkarzy, którzy grając przez blisko godzinę w "dziesiątkę" zdobyli podwójnie cenne punkty.

Po pierwsze wzbogacili bardzo skromny dorobek, a poza tym zachowali dystans do drużyn środka tabeli, w tym właśnie Hejnału, z którym pewnie na wiosnę także będą walczyć o bezpieczne miejsce w tabeli.

- Takich emocji nie było dawno w Suchej Beskidzkiej. Nie wynikały one z poziomu gry, co zbiegu różnych okoliczności. Początek spotkania był jeszcze wyrównany, na akcje Babiej Góry goście odpowiadali swoimi. Zajęcie mieli zarówno Szymalski jak i Kłapyta. Wtedy jeszcze nic nie zapowiadało tak dramatycznych wydarzeń. W 29 min większość ze skromnej grupy kibiców miała prawo zwątpić w uzyskanie korzystnego wyniku. Za faul ratunkowy sędzia pokazał czerwoną kartkę Kłapycie. Jego miejsce między słupkami zajął Klimasara, który rzadko miał okazję wcześniej bronić w V lidze. Poza tym musieliśmy oczywiście grać w "dziesiątkę", bo boisko opuścił w efekcie także Huzarski. Jakby na przekór wszystkim tym przeciwnościom Babia Góra ruszyła do ataku. Na początku II połowy Pietrusa trafił nawet do siatki rywali, ale sędzia gola nie uznał, dopatrując się spalonego - opowiada Edward Sochacki, rzecznik suskiego klubu.

Przyznaje jednak, że akcje kęczan także były groźne. Raz gospodarzom dopisało szczęście, gdy Ścieszka wybił piłkę z pustej bramki.

- Poza tym goście wyróżniali się ostrą grą i mało wyszukanym słownikiem. Mocno musiał irytować ich fakt, że nie potrafili sobie poradzić w takiej korzystnej sytuacji. Mało tego końcówka spotkania należała zdecydowanie do nas. Najpierw Mika główkował z 3 metrów tuż nad bramką, potem Stypuła został w ostatniej chwili zablokowany. Wreszcie tuż przed końcem Pietrusa uderzył wzdłuż bramki, a zamykający akcję przy drugim słupku Wandas z 2 m wpakował piłkę do siatki. Warto dodać, że ten właśnie piłkarz pojawił się na boisku zaledwie dwie minuty wcześniej - podkreśla Edward Sochacki.

Roger Wandas to syn prezesa Babiej Góry Krzysztofa Wandasa. Sternik suskiego klubu miał więc po tym meczu podwójne powody do satysfakcji, z jednej strony jako ojciec, a z drugiej szef Babiej Góry.


Autor: WJ

Tagi: hejnał kety