Dwory Unia przegrały z Wojasem Podhale walkę o pierwsze trofeum tego sezonu - Puchar Polski
Treść
Ciągle daje się słyszeć, że hokejowy Puchar Polski nie ma odpowiedniej rangi. Jednak zaprzeczeniem tej teorii było finałowe spotkanie, w którym Wojas Podhale pokonał w Warszawie Dwory Unię Oświęcim 5-4 (2-0, 1-2, 2-2), broniąc tego trofeum. Jeśli uczyni to za rok, zdobędzie Puchar na własność. Inna wersja nabycia prawa do własności zakłada pięć zwycięstw w rywalizacji w ogóle.
W spotkaniu finałowym było wszystko, co składa się na dobre widowisko hokejowe. Zmienność sytuacji, sporo bramek i emocje do ostatniej sekundy spotkania.
Oświęcimianie po raz kolejny rozpoczęli niemrawo i zostali skarceni za niefrasobliwość przed bramką rywala. - Już pierwsze dwa wejścia w moich hokeistów zakończyły się faulami, które uszły uwadze sędziego - twierdzi Andriej Sidorenko. - Miałem nadzieję, że to tylko chwilowa niedyspozycja. Jak później okazało, z każdą minutą było gorzej - dodaje szkoleniowiec.
Sidorenko należy do twardych mężczyzn, ale po meczu łza kręciła się w jego oku. Nie tylko z powodu porażki w dramatycznych okolicznościach. - Nie chodzi już tylko o słabe sędziowanie, ale także o zachowanie arbitra wobec mnie - mówi Sidorenko. - Było ono po prostu wulgarne i po raz pierwszy w swojej karierze trenerskiej spotkałem się z czymś takim. Kiedy po meczu chciałem mu podziękować za pracę, starając się przy okazji "wyprostować" kilka jego decyzji, w odpowiedzi usłyszałem lakoniczne "spier... j". Przeżyłem szok - podkreśla popularny "Car".
Sidorenko nie chce całej winy za porażkę zrzucić na barki sędziego. - Popełniliśmy sporo błędów w obronie, za co zostaliśmy skarceni. Straciliśmy pięć bramek, co nie zdarzało nam się wcześniej w lidze. Do tej pory, w walce o ligowe punkty udało nam się wyjść obronną z ręką z dwu albo trzybramkowej straty. Kiedyś musiał być jednak ten pierwszy raz. Jednak dlaczego miało się to stać przy wydatnej pomocy sędziego. Zepsuł on całe widowisko, nie potrafiąc się dostosować do jego poziomu i rangi. Zmarnował nasz kilkumiesięczny wysiłek. Kto go obsadził? - zastanawia się Sidorenko.
Podobne zdanie na temat pracy arbitra miał nowotarski szkoleniowiec, Andrzej Słowakiewicz. - Powinno się starannie dobierać sędziów na mecze finałowe - twierdzi trener. - Mecz miał różne oblicza. Najpierw toczył się on pod nasze dyktando, potem inicjatywę przejęła Unia. Myślałem, że będziemy przerabiać powtórkę z ligowego scenariusza, kiedy prowadziliśmy na własnym lodowisku z Unią 3-0, by przegrać 3-4. Jednak po wyrównującym golu Łabuza coś mi podpowiadało, że tego meczu nie przegramy - dodaje nowotarski szkoleniowiec.
Dyrektor Sportowy PZHL Leszek Lejczyk przyznał oświęcimianom rację, że arbiter nie miał dobrego dnia, ale zaznaczył, iż oba kluby wyraziły wcześniej zgodę na prowadzenie zawodów przez Leszka Więckowskiego.
Autor: WJ