Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Cena ustalona

Treść

Jeśli GKS Tychy chce pozyskać z Dworów Unii Adriana Parzyszka i Sebastiana Gonerę, musi zapłacić w sumie 250 tys. zł.

Podczas środowego arbitrażu w PZHL ustalono, że GKS Tychy musi zapłacić Dworom Unii 250 tys zł., jeśli chce pozyskać dwójkę reprezentantów Polski: Adriana Parzyszka i Sebastiana Gonerę. Jest to połowa tego, czego żądali oświęcimianie. Teraz tyska strona ma 14 dni na wpłacenie całej sumy na konto Dworów Unii i zawodnicy będą uprawnieni do gry w GKS. Jednak tyszanie zamierzali zapłacić najwyżej 120 tys, więc zapowiedzieli odwołanie do Sądu Polubownego.

Sytuacja przed środowym posiedzeniem Wydziału Gier i Dyscypliny była bardzo napięta. Sebastian Gonera rozważał nawet możliwość powrotu do Oświęcimia. - "Nigdy nie mów nigdy" - twierdził hokeista.

Bardziej zdecydowany był Adrian Parzyszek. - Sprawy zaszły za daleko, by się teraz wycofać z gry w GKS. Będziemy walczyć dalej - tryskał optymizmem popularny "Adik".

Zdaniem tyszan, Parzyszka i Gonerę można było pozyskać z Unii za darmo. To wszystko w oparciu o przepis, zgodnie z którym, jeśli pracodawca zalega z wypłatą pensji przez trzy miesiące, umowa z nim ulega rozwiązaniu. Obaj hokeiści, którzy chcieli odejść z Unii, stwierdzili, że nie dostali pieniędzy za kwiecień, maj, czerwiec i lipiec. - Powiedziałem już kiedyś, że nie obiecujemy "gruszek na wierzbie", ale za to płacimy regularnie - mówi prezes Dworów Unii Kazimierz Woźnicki. - Dla mnie istotny jest termin wystawienia faktury za usługę, bo może nie wszyscy wiedzą, ale ci zawodnicy byli u nas prowadzeni inaczej niż pozostali. Mieli własne firmy, ale jeżeli ktoś tak nimi sterował, by nie wystawiali faktur, to już inna sprawa. Chyba mieli złych doradców. Sprawa druga, to dlaczego niby mielibyśmy im płacić za lipiec, skoro wtedy ich już u nas nie było - zastanawia się prezes Woźnicki.

Jednak tyszanie, pewni swego, pojechali na zebranie Wydziału Gier i Dyscypliny z wynajętymi prawnikami, że przeforsować swoją opcję. - Nie robiło to na mnie żadnego wrażenia - utrzymuje Kazimierz Woźnicki. - W hokeju karty zawodnicze nie podlegają jurysdykcji sądowej. Najpierw należałoby zmienić w Polsce prawo. Mieliśmy do czynienia już z podobnym przypadkiem i zawodnik nic nie osiągnął. Jedyna forma to porozumienie, ale jak do niego dojść, skoro prezes tyszan przyjeżdża do mnie i oferuje mi 100 tys. za dwóch najlepszych zawodników w kraju i odnoszę wrażenie, że robi wszystko, by zerwać jakiekolwiek negocjacje. Jak się człowiek dogada, to i płatność można rozłożyć na raty i wszyscy są zadowoleni. Ja też kiedyś chciałem sprowadzić do Unii Rafała Srokę, ale Podhale "zaśpiewało" sobie za niego 150 tys., więc odstąpiliśmy od tego. Zaoferowano nam Mirka Tomasika. Rozpoczynaliśmy negocjacje od 45 tys. zł, ale udało nam się wytargować do 35 tys. zł. Proszę zauważyć, jakie kwoty padały kilka lat temu i nie robiliśmy z tego powodu żadnych afer. Mnie nie interesuje, że Tychy wypłaciły 150 tys. za Justkę i Bagińskiego. Nasi hokeiści są dwa razy lepsi od gdańszczan, więc muszą być drożsi. Tychy ogłaszają, że żądaliśmy po 200 tys. zł za "głowę". Otóż powiem, że po 250 tys. zł. Niestety, za atrakcyjny towar trzeba zapłacić - mówił po wtorkowym meczu Dworów Unii z Katowicami Kazimierz Woźnicki.

Dzień później prezes nie był już tak bojowo nastawiony. - Przecież mnie też zależy, by reprezentanci kraju nie siedzieli na trybunach - stwierdził w środę wieczorem Kazimierz Woźnicki. - Tyscy prawnicy nic nie wskórali. Ja też już jestem zmęczony tym ciągłym targowaniem się. Zawsze jedna ze stron może być niezadowolona z wyników negocjacji - kończy prezes Woźnicki.


Autor: WJ

Tagi: unia